Imię i Nazwisko
■ Pełne imię i nazwisko: Afuro Aphrodi Terumi
■ Wiek 4000
■ Rasa Anioł
■ Pierwiastek Magiczny Woda 50%
■ Dom Magiczny Woda
■ Znamię Magiczne Spory znak na plecach w kształcie konika morskiego.
■ Grupa Członek Rady
■ Zawód Medyk
■ Pochodzenie White Ridge Mountain
■ Aktualne miejsce zamieszkania Szczyt najwyższej góry
■ Słodka Woda
■ Uzdrawiająca mżawka
■ Wodna Zbroja
■ Lodowa Bariera
■ Przydzielane przez Administrację
■
■
■
■ Pierwsza pomoc
■ Znajomość chorób
■ Medycyna
■ Znajomość anatomii
■ Hydrofobia
■ Klaustrofobia
■ Hemofobia (stara się to opanować, bo jest medykiem i musi pomagać innym rannym)
■ Achluofobia
Na ogół bardzo spokojna duszyczka, wszystko musi dobrze sobie przemyśleć. Każda decyzja poprzedzona jest dokładną analizą, tak by potem niczego nie żałować. Zawsze daję z siebie wszystko, jego wrodzona charyzma daje mu spore pole do popisu. W większości przypadków udaje mu się przekonać drugą stronę konfliktu, jest osobą bardzo skrytą. Pokazuję innym tylko to co sam chcę aby było widoczne, jedyne co można poznać kiedy jest z nim coś nie tak to fakt, że robi się strasznie ostry i szorstki. Z radości może wybuchnąć raptownie wielkim gniewem, jego technika pozbawiania się podejrzeń to zmienianie smutku i bólu w czynnik motywacyjny. Nienawidzi nie rozwiązanych spraw, zawsze to co zacznie robić musi być do końca skończone. Pracowity, przekłada potrzeby innych ponad swoje. Głupi, naiwny? Po prostu głęboko wierzy w inne istoty, że Bóg tak jak anioły, wyprowadzi i innych z wiecznej ciemności. Szczery do bólu, nie zna czegoś takiego jak kłamstwo, uważa to za niegodne i niehonorowe zachowanie wobec swojego przedwiecznego ojca, który widzi wszystko i wszystkich o każdej porze dnia i nocy. Po paru minutach bacznej obserwacji wie czy może zaufać danej osobie, wierzy swojej intuicji mówiąc, że jeszcze nigdy się na niej nie zawiódł. Lubi dzieci, pomimo chłodnego podejścia do innych żywych stworzeń potrafi być bardzo opiekuńczy, wrażliwy i oddany. Szybko dąży do samorozwoju, pragnie wiedzy, doświadczenia by móc kiedyś dzielić się nim z innymi. Pracuję nad otwartością, bywa bardzo małomówny i wtedy bardzo ciężko jest go zrozumieć. Nie jest zbytnio tolerancyjny, chodzą plotki o jego surowości i wysokich wymaganiach. Umie dać z siebie 100%, ale tego samego spodziewa się od innych. Najgorzej jest jak wpadnie w gniew, staje się wtedy nieobliczalny i nikt nie wie czego się po nim spodziewać.
Niecodzienna uroda od razu dają do zrozumienia, że mamy styczność z aniołem czystej krwi. Jak na mężczyznę przystało, jego dolna szczęka jest nieznacznie wydłużona o delikatnym kształcie. Lekko odstające kości policzkowe stają się bardziej widoczne kiedy kąciki jego ust unoszą się ku górze podczas uśmiechu. Wargi mają jasny różany odcień i kontrastują z jasną cerą. Podobnie jest z błękitnymi tęczówkami oczu, które pięknie komponują się z ubraniem anioła. Uszy cały czas ozdobione są kolczykami, które jednocześnie stały się ogranicznikami mocy. Przypominają na myśl perły włożone w złote obramowanie z niewielkimi klipsami, które uniemożliwiają ich zdjęcie. Te zaś zawsze skryte za pasmami srebrnych włosów. Często nosi je rozpuszczone, a czasami spięte w koński ogon czy inną finezyjną fryzurę, pasującą rzecz jasna do mężczyzny. Szyję ma grubą i nie nosi na niej żadnych ozdób. Ramiona, jak przystało na osobnika płci przeciwnej są szerokie. Ręce długie, a dłonie duże, a ponieważ jest niebianinem to jego palce są smukłe. Na ramionach ma również ograniczniki mocy tym razem w formie złotych zapinek w środku z szafirowymi perłami.
Zarówno na ramionach jak i klatce piersiowej można dostrzec nieznacznie zarysowane mięśnie. Może i nie posiada przysłowiowego kaloryfera, ale jak przystało na anioła trzyma linię oraz fason, więc nie jeden mężczyzna może pozazdrościć mu jego sylwetki. Na jego plecach widnieje znamię w kształcie konika morskiego z otoczonymi go niewielkimi bąbelkami. Zawsze, gdy używa swojej mocy lśni jasnym błękitem. Coś, czego w sobie nie lubi nasz anioł to jego lekko odstające łopatki, które uważa za skazę na jego anielskim ciele.
Biodra wąskie, a tyłek lekko zaokrąglony. Nie przechwala się nigdy tym, jak obdarowała go matka natura, gdyż uważa to za coś zbędnego. Wszak, jak kobieta kocha to wszystko, czyż nie? Nogi również posiadają widoczne mięśnie, zaś stopy ma przeciętnego rozmiaru. Nigdy nie ma problemu z kupnem butów.
Jeśli chodzi zaś o jego skrzydła, to te posiadają śnieżnobiałe upierzenie. Dodatek ten jest bardzo dobrze umięśniony, gdyż musi mieć siłę unieść ciężkie ciało właściciela. Po rozłożeniu, bez problemu są w stanie skryć anioła przed deszczem czy wiatrem. Oczywiście, ma też możliwość ukrycia drugiej osoby, która znajdzie się blisko. Piórka anioła były lekko wpadające w kształt rombu, całkiem ciekawy przypadek.
W kwestii strojów są to przeważnie tuniki, dopasowane do spodni. Ich barwy zawsze oscylują w odcieniach od jasnego błękitu po nico ciemny z domieszką białego. W bardziej okolicznościowych wydarzeniach spodnie są koloru czarnego lub brązowego. Czasami jego ubrania ozdobione są złotymi zdobieniami z rubinami. Na rękach nosi ochraniacze ze skóry. Podczas pojedynku zakłada lekką zbroję, która robiona była na specjalne zamówienie, a także z lekkiego stopu metalu ochraniacze na skrzydła. Dzięki nim jest w stanie latać, ale też nie cały czas, gdyż puchaty dodatek też potrzebuje odpocząć od dodatkowego ciężaru. Zdarza się, że nosi symbole White Ridge Mountain, miejsca w którym to znalazł się tuż po przebudzeniu.
Kalliope Jest jej Aniołem Stróżem-Żyje
Zna bliżej tylko ją, otacza syrenkę opieką, ale kto wie może będzie z tego coś więcej.
Marcus Zatrudnienie - Żyje
Odwieczny wzór, mentor.
Mieszkał jak każdy mały aniołek w domku swoich rodziców, nie pamięta on dokładnie jak to wszystko wyglądało, ponieważ z biegiem czasu wszystkiego zapomniał. Wioska była dosyć mała, a ich dom drewniany. W koło rósł las, a w nim pełno różnorodnej roślinności i zwierzyny. Niedaleko płynął strumień, przy którym Afuro bardzo lubił się bawić. Jedno było wiadome na pewno, wszystko działo się jeszcze za czasów starego świata. Jak każdy maluch miał swoich rodziców, których bardzo kochał. Ojciec walczył na froncie w obronie nieba, a matka dobrze opiekowała się ich małym synkiem. Niestety któregoś dnia wyszli i nie wrócili, dopiero potem dowiedział się od innych w swojej wiosce, że zmarli w wojnie piekła z niebem. Ojciec zmarł bezpośrednio od rany miecza, a matka zmarła w skutek dosyć rzadkiej choroby, na którą nie znano jeszcze leku. Od tamtej pory pieczę nad Afuro sprawował nijaki Victor. Był to nauczyciel pobliskiej szkółki dla mieszkańców pobliskich terenów. W końcu nie byli tu przecież tylko oni, Victor znał jego ojca i obiecał, że wychowa jego syna na prawdziwego mężczyznę. Od samego początku Afuro uczył się podstaw medycyny, chciał pomagać innym bez względu od pochodzenia. Miał po prostu dobre serce. Nauka wyglądała tak, że przychodził do szkoły z nauczycielem i tam wszystkiego się dowiadywał, oczywiście jak wracał do domu to Victor go doszkalał dodatkowo, był dosyć stary, wiec jego pokład doświadczeń był na prawdę ciekawy. W pierwszej kolejności nauczył się o ziołach, potem o wykonywaniu naparów i podawaniu leków. Nie obce były mu choroby, anatomię poznał na prywatnych lekcjach pod czujnym okiem swojego opiekuna. Jeśli chodzi o informacje co do udzielania pierwszej pomocy to dostał od razu trochę teorii i praktyki, doświadczenie dało mu sporą przewagę nad innymi przyszłymi medykami. Starał się być jako pierwszy przy wszelkich wypadkach w wiosce od zwykłych skaleczeń, aż po płonące budynki. Bywały na prawdę różne przypadki, chłopak brał się za wszystko co tylko mógł. Wiadomo, że na przykład wielkie oparzenia musiały być już sprawdzone przez Victora, ale jeśli to tylko lekkie oparzenie dłoni to jak najbardziej pomoc Afuro była konieczna. Całe nauczanie zakończyło się testem, które dało maluchowi wiele różnych dróg, którymi mógł pójść w przyszłości. Tak jak Victor tak i on, wkraczał na pole walk i pomagał rannym, ratował życie, tak jak jego ojciec. Od tamtej pory nikt nie miał wątpliwości, że młody Aphrodi wiele w swoim życiu osiągnie. Nigdy nie dzielił innych na grupy, bywały przypadki, że ratował życie też i demonom. Nadeszła II Święta Wojna, moce zostały całkowicie zablokowane, wiele aniołów odeszło w tym Victor. Mistrz anioła zmarł z starości, widocznie bóg wezwał go w swoje strony. Nikt nad tym nie płakał, wszyscy się cieszyli, modlili się do niego by czuwał nad synem i tymi którzy byli mu bliscy. Terumi godnie zajął jego miejsce nadal lecząc rannych, niestety boleśnie doświadczył na własnej skórze jak bardzo był naiwny. Pomógł umierającemu demonowi, samemu prawie przepłacając życiem. Nie wszystkim można było ufać, bez magii musiał radzić sobie z tym co nauczył go jego nauczyciel i przyszywany ojciec. Zioła, wywary, leki, to było podstawą leczenia, życie zmusiło go by wejść w ten temat na podstawie prób i błędów. Musiał szybko spoważnieć i wydorośleć, co wyszło mu na dobre. Zyskał szacunek i sławę, przynajmniej w obrębie miejsc walk. Nie było w wiosce anioła, który nie skierowałby chorego do większego już Terumiego. W śpiączkę zapadł w trakcie leczenia jednego z dobrze znajomych mu walczących od dawna aniołów. Nie wiedział jak to się stało, po prostu podawał choremu wody i raptownie wszystko się zamazało i utonęło w ciemności. Obudził się w górach, nie wiedział do końca co się stało. Pod nim było sporo śniegu, na szczęście słońce miło ogrzewało jego ciało, tylko dzięki temu najpewniej nie zamarzł. Wszystko było nowe i nieznane, ale nie myślał o tym. Zwyczajnie wziął się do roboty, zbudował dom na najwyższym szczycie gór. Niewielka, drewniana budowla, jak dom w wiosce, cały z drewna. Czemu tak wysoko? Terumi stwierdził, że czym bliżej nieba tym lepiej. Widać było stąd wszystko, zwierzynę, drzewa owocowe, wszystko co mu do życia było potrzebne. Rzadko kiedy polował, jak było wspomniane raczej jadł rośliny, dzięki nim był zdrowy. Stawiał sidła na małe, często schorowane już zwierzęta, a jeśli chodzi o rośliny to zrywał tylko owoce z zdrowych krzaków, które rodziły przysmaki bardzo szybko i często. Dbał w ten sposób, by nie niszczyć tego co w przyszłości mogło wyginąć, żył i nie odbierał przyszłości temu co ją traciło. Po wodę wędrował do niewielkiego wodospadu, zimy były najcięższe, ale z pomocą matki natury jakoś sobie radził. Czerpał deszczówkę kiedy zbiornik wodny zamarzał, palił w kominku zebranymi gałązkami, a jadł to co znalazł. Był samotny, nawet bardzo, ciężko pracował. Wstawał z świtem i zasypiał zmęczony razem z zachodem słońca. Z tym było mu najciężej się pogodzić, nie miał nawet z kim pogadać, nie mówiąc już o zwykłym przytuleniu. Do dnia kiedy poznał pewną piękną syrenkę o imieniu Kalliope. Ich pierwsze spotkanie było dosyć wyjątkowe, leciał w burzę do domu, widział błysk. Chyba trafił go piorun, a może tylko oślepił? Najważniejsze było to, że kiedy wpadł do wody i kiedy wszystko miało się zakończyć...obudził się w ciepłych ramionach tej dobrej istoty. Wszystko wydarzyło się dosyć upalnego dnia, nadeszły chmury i wystarczyło parę chwil by rozpętała się prawdziwa burza. Najprawdopodobniej został tylko oślepiony, bo nie przeżyłby bezpośredniego zderzenia z grzmotem. Woda była zburzona i lodowata, Aphrodiemu który nie umiał pływać groziło utonięcie. Tak bardzo bał się tego żywiołu, Kalliope wyciągając go z morskiej toni nie tylko uratowała mu życie, ale i zmieniła je na zawsze. Syrenka pomogła mu wyzdrowieć, dała mu nadzieję, a on w zamian obiecał się nią opiekować. Tak właśnie został jej Aniołem Stróżem. Od tamtej pory zdawali się być nie rozłączni, anioł opowiedział jej swoją historie, a ona opowiedziała mu o swojej wielkiej wyprawie. Jej umiejętność hodowli koni morskich była czymś nowym dla Afuro, ale też równie interesującym. Los chyba chciał, że obaj kochali te wspaniałe zwierzęta, nie z byle powodu anioł miał znamię w kształcie konika morskiego na swoich plecach. Do Larnwick trafili przypadkiem, anioł musiał przecież stanąć na ziemi, tym bardziej, że nie radził sobie dobrze w wodzie. Na brzegu ogrzał się, a potem ruszył już sam w dalszą drogę obiecując wybawicielce, że jeszcze się spotkają. Doszedł do miasta i tam zaczął szukać odpowiedzi, słyszał rozmowę dwóch ludzi z której dowiedział się o ataku na to piękne miasto i o rekrutacji do Rady Miasta. Nadal jego zadaniem było dowiedzenie się co się stało tego jednego dnia kiedy usnął. Jak się znalazł na ziemi... Udał się na miejsce gdzie wybierano członków do Rady, krążyły plotki, że stanowiska są przeklęte, ale to wcale nie zniechęciło anioła do starań. W drodze do siedziby Rady Miasta spotkał Panią Burmistrz i Marcusa. To właśnie te dwie osoby pomogły mu bardziej się wdrożyć w życie całego Larnwick. Jeśli chodzi o okoliczności ich spotkania to były one dosyć niespodziewane, chyba bogowie chcieli aby to wszystko się tak potoczyło. Anioł wpadł na kobietę tak na korytarzu, oczywiście nie zrobił tego specjalnie to był wypadek. Pani Burmistrz zdawała się być w szoku kiedy tylko dowiedziała się o planach Afuro, gdzieś niedaleko stał też Marcus, chyba tylko oni byli za tym by anioł stał się Członkiem Rady. Kiedy inni odradzali Aphrodiemu dołączenia do Rady Miasta, Marcus uświadomił Aphrodiemu, że jego cel, pomoc ludziom doprowadziła go aż tu i nie powinien się wycofywać. "Nic nie dzieję się przypadkiem"- te słowa pozostały w sercu młodego anioła już do końca życia. Jeśli chodzi o drugie spotkanie z Członkiem Rady, były to indywidualne spotkania na których uczył się o historii tego wspaniałego miasta. Teraz przynajmniej młody kandydat wiedział czego ma się spodziewać, krocząc po tych wyjątkowych uliczkach. Był mu bardzo wdzięczny, zawsze odnosił się do niego z szacunkiem, spełniał każdą prośbę jak najlepiej umiał. Po paru dniach wyjechał z Panią Burmistrz do Króla, który obecnie był w mieście męża swoje córki. Jak pokazał, że jest lepszy od innych kandydatów? Pokazał swoje głębokie doświadczenie, wiedzę o tym kim chciał być w Radzie Miasta i dlaczego. Jego przemowa wzruszyła połowę tamtego ludu, otworzył się przy Marcusie, przy Królu. Powiedział im, że bez względu kim by nie był będzie pomagał wszystkim, bo wszyscy na to zasługują. Nie ma lepszych i gorszych, anioł czy demon, jedno i drugie jest sobie równe i w takim samym stopniu zasługuje na przebaczenie i pomoc. Wierzył w dusze zebranych, chociaż troszkę brakowało mu wiary w samego siebie. W końcu nadszedł ten dzień, taki skromny anioł mianowany na tak ważne stanowisko, klęknął, a po paru minutach już nie stał zwykły Afuro tylko Członek Rady jak Marcus. Zawsze chciał mu podziękować za pomoc, ale chyba nie znalazł w sobie tyle odwagi, w jego oczach ten demon zdawał się być zimny i surowy, jak było naprawdę? Może kiedyś się dowie, wracając do dalszych losów anioła, wrócił on z Panią Burmistrz do miasta, czekało na niego wiele prób i zmian, ale po tym co przeżył już nic nie powinno go zepchnąć z tej dobrej ścieżki.